Dziś będzie o pierścionkach i poparzeniach:)
Jakiś czas temu dostałam kilka szklanych szlifowanych kaboszonów. Leżały sobie leżały aż się należały:) Jak dotąd powstały dwa pierścionki.
To moje pierwsze pierścionki z kaboszonami ( bez otworków). Trochę się namęczyłam z umiejscowieniem szkła i ich pozostaniem na miejscu. Udało się.
Druga rzecz to nareszcie dorobiłam się lutownicy gazowej. Uczę się topić i lutować gazowo. Lutownica elektryczna nie jest mi obca ale gazowa to już był dla mnie kosmos. Jak dotąd nie jest źle poza poparzonym lekko palcem nic więcej sobie nie zrobiłam:)
Na początku bałam się ją włączyć, wyobrażałam sobie że mi wybuchnie:) ( ale człowiek durny czasem). Nic takowego się nie stało i już się przyzwyczaiłam. Mam nadzieję, że w końcu uda mi się topić ładne kuleczki.
Miłej nocki życzę.
Ależ cudeńka robisz:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny. Pozdrawiam:)
UsuńAle piękne kolorki tych kaboszonów, takie "zimne". Cudnie wyszło.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję i pozdrawiam.
UsuńSą takie tajemnicze...
OdpowiedzUsuń